
"Banner" część 1 Bodaj pierwszy raz widzę tak ogromną ilość ofiar działalności Hulka. W filmie Anga Lee nie zginął żaden zwykły człowiek. Nawet pilot strąconej maszyny się katapultował. Zielona bestia pogruchotała kości tylko zmutowanym pieskom i swojemu jeszcze bardziej zmutowanemu tatusiowi. Natomiast Azzarello i Corben pokazali Hulka z zupełnie innej perspektywy. Oto bezmyślny niszczyciel i morderca, który potrafi zrównać z ziemią pół miasta. Nieposkromiony buldożer, demolujący wszystko na swojej drodze. Efektom działań potwora, nad którym nie posiada kontroli, musi się przyglądać Bruce Banner. I jest jeszcze bardziej przerażony niż czytelnik, który przygląda się razem z nim. Trudno po tym zeszycie poznać, że napisał go ten sam Azzarello, który w "100 nabojach" dysponując tą samą ilością stron potrafi opowiedzieć przejmującą historię. Tutaj mamy zaledwie sytuację, zaledwie scenkę z życia Bruce'a Bannera. Scenkę krwawą i przejmującą, ale jakościowo daleką od tego, co Azzarello zaoferować potrafi. Komiks ratują przede wszystkim rysunki Corbena. Fascynują charakterystyczne, karykaturalne, pokraczne postacie o zachwianych proporcjach, za dużych głowach, nosach i ustach, postacie większe od stojących obok pojazdów, postacie trochę kanciaste. Tłusta, rozpoznawalna kreska i niestety nie zawsze dobrze dobrane, miejscami przekombinowane kolory. Zwraca też uwagę ciekawa, zabawna w swej wymowie okładka. [Jarek Obważanek] "Banner" część
1 |
Poglądy wyrażane w recenzjach są osobistymi odczuciami ich autora i nie powinny być uznawane za prawdy objawione.