RECENZJE

"Spider-Man: Splątana sieć" tom 2: "Zemsta Tysiąca"

Ennis miał niejedną okazję obśmiać bohaterów z uniwersum DC, o czym po części mogliśmy się przekonać dzięki jedynemu jak na razie albumowi z Hitmanem w roli głównej. Marvel w ręce scenarzysty postanowił oddać swego przyjaznego Spider-Mana z sąsiedztwa. Od razu pragnę uspokoić, a może raczej zmartwić - Ennis nie poszalał. A zaczynało się nawet obiecująco. Peter Parker ukazany jako nieudacznik, który pierze swój farbujący kostium z białą bluzką ciotki May, który nie potrafi zareagować na zaloty pracującej w redakcji Daily Bugle świetnej laski, który wreszcie kompletnie nie umie znaleźć sobie miejsca na pokazie mody. Od samego początku dostajemy sygnały, że Parker jest frajerem, że nie przestał nim być, gdy ugryzł go radioaktywny pająk. Nie są to jednak sygnały mocne - znając inne dokonania Ennisa można stwierdzić, że scenarzysta bardzo się hamował. A im dalej w las, tym hamował się mocniej, bo historia, która ma na początku delikatne znamiona czegoś ciekawszego, im bliżej finału, staje się coraz bardziej banalna i zwyczajna. Przeradza się to w typową nawalankę superbohatera z superłotrem.

Dobrze przynajmniej, że ów superłotr nowy, a nie wyciągnięty z katalogu dyżurnych przeciwników Spider-Mana. Ennis wroga zrobił z Carla Kinga - kolegi Parkera ze szkoły. Carl obserwował z ukrycia, co dzieje się z Peterem po ukąszeniu przez radioaktywnego pająka. Pozazdrościł koledze roli superbohatera i postanowił również dać się ugryźć przez owada. Z powodu problemów eksperyment przeprowadził nieco inaczej i efekt wyszedł mu nieco inny. Nawet trochę w stylu Ennisa, nieco ohydny, nieprzyjemny i kompletnie abstrakcyjny. Sam pomysł na superłotra jest dość dobry, ma też ów odmieniec za sobą niepokojąco ciekawą, mroczną przeszłość. Zresztą sposób, w jaki rozstajemy się z nim w finale jest całkiem w porządku. Ale mimo wszystko historia pozostaje na poziomie raczej przeciętnym. Na pewno Ennisa stać na więcej pod każdym względem.

Miłym zaskoczeniem jest za to warstwa rysunkowa. McCrea pokazuje coś zupełnie innego, niż w stworzonym również z Ennisem "Hitmanie". Czysty, klarowny, zróżnicowany kontur, zupełny brak cieniowania. Sporo w rysunkach ekspresji, przesady. W zależności od potrzeby McCrea rysuje linią miękką lub twardą, bardzo płynnie dostosowuje się do sytuacji. I to nie tylko przy pomocy konturu. Bawi się przestrzenią, zniekształcając linie budynków, zakrzywiając linię horyzontu. Zniekształca też sylwetki bohaterów, silnie wzmacniając perspektywę albo nienaturalnie ich wyginając. Wszystko to poprawia dynamikę i wzmacnia przekaz. W rysunkach zauważyłem inspirację stylem znanym z nowych (tworzonych od połowy lat 90.) kreskówek Hanna Barbery. Nie chodzi mi o jawne zapożyczenia, ale o pewne charakterystyczne elementy - twardą kreskę, przesadę w ukazywaniu przestrzeni. Drugim źródłem inspiracji, jakie dostrzegłem, są ilustracje Geofa Darrowa. Widać to w sposobie rysowania twarzy oraz na jednej planszy, na której Rhino niszczy radiowóz - McCrea wyrysował wszelkie możliwe części składowe rozwalonego pojazdu. Generalnie rysunki w ablumie wyglądają bardzo dobrze, są żywe i dynamiczne.

Osobne słowa pochwały należą się Steve'owi Buccellato, który pokolorował "Zemstę Tysiąca" zupełnie inaczej, niż "Złamane serce" i "Odprawę". W komiksie panuje przyjemna, pastelowa kolorystyka z płaskim cieniowaniem. Buccellato do opisania bryły rzadko używa więcej, niż dwóch zbliżonych do siebie barw. Generalnie cały komiks wygląda na jasny i przyjemny, nie ma brudnych, nieatrakcyjnych kolorów.

Recenzując pierwszy tom serii odradzałem go miłośnikom Spider-Mana ze względu na nieobecność superbohatera. Tym razem jednak Pająk jest główną postacią całej historii. W zasadzie rzut okiem na streszczenia innych numerów pokazuje nieco inny obraz całej serii od tego, który chciał początkowo wtłoczyć nam do głów Egmont. Spider-Man pojawia się w wielu odcinkach, chociaż często raczej na drugim planie. W "Zemście Tysiąca" fani Pająka mogą znaleźć coś dla siebie. O ile nie poczują się dotknięci tym delikatnym wyśmiewaniem się ze swojego bohatera.

Pozostając jeszcze przy recenzji pierwszego tomu przypomnę, że pocieszałem w niej fanów Ennisa pisząc, iż irlandzki scenarzysta popisze się już w następnym tomie. I sam się zawiodłem, bo się wcale nie popisał. Ładnie narysowana, sympatycznie kolorowana, ale raczej niewystająca ponad przeciętną opowieść.

A może jednak przesadzam, może od Ennisa oczekuję konkretnego produktu opowiedzianego w konkretny sposób? Może miał za zadanie napisać zwykłą, superbohaterską opowieść? Patrząc na to z tej strony, z zadania wywiązał się dość dobrze.

Z drugiej jednak strony można "Zemstę Tysiąca" porównać do "Odprawy" czy "Złamanego serca" i wtedy powraca ocena niekorzystna dla Ennisa - jego historia jest zwyczajnie słabsza od opowieści Rucki i Way'a. Wygląda ona tak, jakby Ennis wpadł na pomysł superzłoczyńcy i trochę na siłę dopisał do tej postaci historię.

[Jarek Obważanek]

Tytuł oryginału: The Coming of the Thousand
Scenariusz: Garth Ennis
Szkic: John McCrea
Tusz: James Hodgkins
Kolory: Steve Buccellato
Okładka: Glenn Fabry
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 11.2003
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: 2001
Liczba stron: 72
Format: 17 x 26 cm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 19,90 zł

Poglądy wyrażane w recenzjach są osobistymi odczuciami ich autora i nie powinny być uznawane za prawdy objawione.

WRAK.PL - Komiksowa Agencja Prasowa