|
|
Ostatnio odnoszę dziwne wrażenie nadużywania słowa "klasyczny", które
nagle zmieniło znaczenie, bo z wyróżniania dzieł wybitnych nagle zeszło na opisywanie
(pozytywne!) niekoniecznie udanych staroci, albo komiksów legendarnych (co również
nie jest żadnym określeniem jakości).
Jedną z takich "klasycznych" serii są "Przygody Blake'a i Mortimera",
wymieniane obok "Przygód Tintina" przy różnych okazjach. Z wierzchu
coś w tym przyrównaniu jest. Rzeczywiście, przerzucając strony "Tajemniczej
broni" przed jej przeczytaniem, odniosłem wrażenie pewnego podobieństwa
między tymi tytułami. To jednak nie jest ważne. Najistotniejsze jest to, że król
jest nagi. Dwa pierwsze tomy "Przygód Blake'a i Mortimera" to jedne
z najgorszych komiksów, jakie czytałem.
Fabuła należy do najbardziej nieprawdopodobnych, z jakimi się zetknąłem. Filmy
o Jamesie Bondzie przy tym komiksie okazują się zupełnie zwyczajne i realistyczne.
Akcja w "Tajemniczej broni" od samego początku budziła mój wewnętrzny
sprzeciw. Oto mamy Żółte Cesarstwo, które w kilka godzin opanowuje cały świat,
niszcząc Moskwę, Warszawę, Rzym, Berlin, Paryż i tak dalej. Pojąć nie mogę jak
małe azjatyckie państewko bez najmniejszego problemu wygrało jednostronną walkę
z całym światem (pominąwszy już ten "drobny" fakt, że mieli zdobywać,
a nie niszczyć).
Ale idźmy dalej w tę bajeczkę. Poznajemy głównych bohaterów historii - kapitana
Blake'a i profesora Mortimera. Narrator w pewnym momencie informuje, że są oni
przyjaciółmi. Jednakże nic na to nie wskazuje, traktują się najwyżej jak dobrzy
znajomi, zwracają się do siebie niejednokrotnie per pan, dopiero w dalszej części
komiksu przechodząc na stałe na mówienie do siebie po imieniu. Blake jest wojskowym,
natomiast Mortimer opracowuje tytułową tajemniczą broń, Miecznika, dzięki któremu
każda armia atakująca Anglię ma być bez problemu pokonana. Kolejny niesamowity
absurd, kto bowiem zagwarantuje, że ta broń rzeczywiście zadziała, gdy nie ma
nawet prototypu? (próby broni przynosiły nieraz rezultaty dalekie od zamierzonych).
Pułkownik Olrik dostaje zadanie osobistego zdobycia planów broni Mortimera. Skoro
Żółte Cesarstwo bez problemu rozgromiło armie całego świata, to do czego potrzebuje
Miecznika?
Tytułowi bohaterowie wsiadają na pokład samolotu o nazwie "Golden Rocket"
i z planami tajnej broni uciekają z fabryki w Scaw-Fell. Tak rozpoczyna się ich
próba dotarcia do tajnej bazy, w której Mortimer ma zakończyć prace nad Miecznikiem.
Podróż ta będzie obfitowała w wydarzenia, wśród których zestrzelenie samolotu
ze zwykłego karabinu okaże się jednym z najbardziej realnych. Innymi słowy, autor
opowiada niesamowitą bajeczkę, której ja nie mogłem przełknąć. Wszystko, cokolwiek
by tu się nie działo, wykracza poza granice mojej tolerancji dla umowności, jaką
niesie komiks sprawiający wrażenie realistycznego i poważnego. Mały transporter
opancerzony bez problemu ucieka po pustyni grupie samolotów, "Golden Rocket"
z łatwością zwykłymi karabinami pokładowymi niszczy działa przeciwlotnicze, z
rozbitego samolotu główni bohaterowie wychodzą bez zadrapania. Czyżbym zapomniał
napisać o akcji z wyłączeniem silnika w helikopterze, by podlecieć nim nie robiąc
hałasu?
Idiotyczne wydarzenia to nie wszystko. Nie zapominajmy o postaciach. Są one
całkowicie płaskie i zupełnie bezbarwne. Każda zachowuje się tak samo i mówi
to samo. Nie ma odrobiny indywidualizmu bohaterów. Naukowiec okazuje się nagle
komandosem, który wraz z oficerem potrafi uciec całej ścigającej ich armii, bez
względu na otaczające ich warunki. Ich antagoniści okazują się w sumie fajnymi
ludźmi i ciężko dociec, o co w ogóle im chodzi.
O archaizmie tego komiksu przypomina przede wszystkim ogromna ilość całkowicie
zbędnej narracji. Poza tym dzieje się tu więcej, niż w nam współczesnych komiksach,
co akurat jest dobre. Zdarzają się nieraz dialogi, które trzeba czytać w odwrotnej
kolejności, niż nakazuje to ich układ w kadrze. W kilku miejscach komiks jest
przegadany, ale na szczęście to nie przeszkadza, gdyż takich sytuacji jest stosunkowo
mało.
Również rysunki trącą myszką. Autor nie radzi sobie z mimiką, przedstawiając
bohaterów zazwyczaj z otwartymi dość dziwnie ustami przy zaciśniętych zębach.
Między postaciami występuje ogromne podobieństwo, różnią się zazwyczaj zarostem
czy kolorem skóry (w przypadku Hindusów). Jedynie Żółci mają inny kształt głów,
bardziej okrągły. Mimo wszystko nie jest najgorzej z dynamiką akcji, postacie
zachowują się w miarę żywo, dość przekonywająco. W dodatku autor przez dwa albumy
wyraźnie rozwija swoje umiejętności. Niejednokrotnie słabe jest za to kadrowanie.
Kolory są do bólu płaskie i dość sztuczne, ale cieszy fakt, że autor z nocy nie
próbował robić dnia, co spotkać można np. w "Blueberrym".
"Tajna broń" to nie klasyka, lecz zwykły staroć, współcześnie zupełnie
niewart uwagi. Może dalsze opowieści z tego cyklu przedstawiają sobą jakąś wartość,
ale "Tajemnicza broń" to po prostu zły komiks, na który szkoda pieniędzy.
[Jarek Obważanek]
Scenariusz i rysunki: Edgar P. Jacobs
Tłumaczenie: Teodozja Wikarjak
Wydawca: Podsiedlik - Raniowski i S-ka
Liczba stron: 2 x 56
Format: A4
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie
Cena: 2 x 15,90 zł
|