|
|
Zabierając się do czytania tego komiksu myślałem, że po słabym filmie,
złożonym prawie wyłącznie z niezbyt ciekawych walk, trudno spodziewać
się dobrej adaptacji. Niestety komiks okazał się znacznie gorszy, niż
przypuszczałem.
Przede wszystkim fatalne rysunki. Nazwać je szkicowe byłoby komplementem.
Są po prostu niedbałe i brzydkie, twarze przypadkowe i niepodobne do aktorów
a postacie pokraczne. Ponticelli nawet nie próbuje przekonać czytelnika,
że cokolwiek potrafi. Po prostu narysował to fatalnie. Komputerowe, żywe
kolorki nie pasują do mrocznego komiksu o wampirach. Są stereotypowe i
zupełnie zwykłe. Koloryści wykazali się inwencją i wpadli na pomysł, żeby
snop białego światła przedstawić na czerwono. Genialne.
Adaptacja scenariusza dokonana przez Goyera nie mogła być chyba gorsza.
Autor powycinał prawie wszystkie sceny akcji oraz kilka innych, przez
co fabuła rwie się tak, że miejscami nic nie wiadomo. Dodatkowo są wyraźne
braki, np. nie wyjaśniono fenomenu Reaperów, którzy mają inną konstrukcję
szkieletu (m.in. nie mają żuchwy).
Fabuła jest bardzo prosta. Blade - łowca wampirów, który sam urodził
się wampirem, ale jest pozbawiony pewnych ich cech, decyduje się współpracować
ze swoimi wrogami w walce z nową rasą Reaperów, którzy polują zarówno
na ludzi jak i wampiry. I właściwie wyłącznie z polowania na Reaperów
składa się akcja. W filmie okazuje się, że wampiry w sumie są w miarę
normalne, nie pokazani są jako łowcy, ale jako ofiary silniejszych, poza
tym potrafią się bawić, urządzają dyskoteki i w ogóle są całkiem przyjemni.
W komiksie już tego tak nie czuć - na dyskotekę poświęcono jeden kadr
- i niespecjalnie widać, że Nyssa to miła dziewczyna, do której z resztą
Blade czuje miętę. Wampiry wypadają wiarygodnie jako sprzymierzeńcy Blade'a,
ale zupełnie nie wyglądają na jego wrogów, w dodatku zagrażających światu.
Polska wersja tekstu, przygotowana przez Rubensa, operuje dość śmiesznym
nazewnictwem. Co prawda Reaper rzeczywiście oznacza Żniwiarza, ale przyznać
muszę, że to nie brzmi zbyt dobrze. Poza tym nazewnictwo nie jest konsekwentne
- z jednej strony mamy Żniwiarzy i Klechę a z drugiej Snowmana czy Lighthammera.
Wyraźnym błędem jest Bloodpack przetłumaczony na Krwiożerców, splitjaw
na dwuszczękowca (Rubens chyba nie wie, że sam jest "dwuszczękowcem",
a tu chodziło o rozszczepioną szczękę dolną). Najzabawniejszy jest jednak
daywalker, który w komiksie jest dziennym Markiem. Niestety, Rubens nie
czytał chyba niedawno wydanego "Powrotu Mrocznego Rycerza",
bo hasło "Dark Knight Returns" przełożył na "CZARNY rycerz
powrócił". Aluzja do komiksu Millera w oryginalnym tekście na pewno
była świadoma. Ostatnim przykładem nieprzemyślanego tłumaczenia, jaki
chcę przytoczyć, jest "Nyssa's only burned", czyli "Nyssa
tylko spłonęła", podczas gdy chodziło raczej o to, że została trochę
przypalona. Poza tym tekst jest całkiem dobry.
Marny rysunek i marna fabuła. Szkoda pieniędzy na taki komiks.
[Jarek Obważanek]
Scenariusz: Steve Gerber
Rysunki: Alberto Ponticelli
Wydawca: Mandragora
48 stron, format B5, miękka oprawa, papier błyszczący, kolor
Cena: 12,90 zł
|